Odejdź ode mnie cieniu,
co wciąż mnie śledzisz,
nieodzowny towarzyszu,
niechciana słabości,
zadyszany od ciągłej pogoni
pryszczu idealnego oblicza,
ryso na szklanych wyobrażeniach.
I tak pyszny gonił się z własnym cieniem,
umarł nieszczęśliwy, niespełniony, nierealnie idealny.
A pokorny
kolana swe zgiął
i upadł przed obliczem Boga.
A z nim cień jego i słabość
stanęła w blasku prawdy;
bez ról i masek,
w pełni swej istoty -
ulepiony z gliny
cały w rękach Odwiecznego Garncarza,
który zapragnął istnienia
swego stworzenia.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz