poniedziałek, 26 kwietnia 2010

skrzynia marzeń

to nie było wcale tak, proszę Pana,
nie zamknęli mnie w tej skrzyni,
sama się zatrzasnęła,
kłódka się zamknęła,
a za drewnianą ścianą,nie do pokonania,
śpiew ptaków zagłuszał kroki wybawienia

to wcale nie tak, jak Pan myśli, proszę Pana,
powieki nie opadły mi ze zmęczenia,
zniechęcenie nie złączyło się z bólem dłoni,
zranionych nieoszlifowaną drewnianą klatką,
a źródło łez bezsilności nie wyschło -
przysypane bezradnością, rezygnacją i samotnością

i tylko ta cisza,
to czekanie -
nie wiadomo na co

wieczne zaprzeczenie,
nieuchwytnie niedostępne,
a jednak tak bliskie

a później wołali:
na stos połóżcie te marzenia -
niech w ogniu się oczyszczą
a jeśli nic z nich nie zostanie -
nie były warte zachodu

i spłonęła skrzynia,
i uśmiech spłonął -
a popioły rozsypali
blisko nadziei

niech patrzy - krzyczeli,
a miecz ich gróźb połyskiwał w oddali

nadzieja
zmarznięta i przestraszona
spoglądała -
a w jej głowie jedna myśl się zrodziła:
jak feniks z popiołów powstaną...
jak feniks z popiołów powstaną...
jak feniks....
powstaną...

1 komentarz: